Strona:Klemens Junosza-Na bruku.pdf/21

Ta strona została uwierzytelniona.



II.

Przedmieście Warszawy, Praga, niezwykle gwarne i ruchliwe w piątki, w sobotę bywa dziwnie ciche i spokojne. Ruch ustaje prawie całkiem. Na dziesięć sklepów dziewięć jest zamkniętych, ulice i place są puste, po ulicach nie turkoczą wozy i furgony.
Jedynie tylko w godzinach przyjścia lub odejścia pociągów, chwilowo, przelotne ożywienie panuje. Turkoczą dorożki, brzęczą dzwonki tramwajowe, niezgrabne omnibusy hotelowe spieszą po gości.
Nad Warszawą pochmurne niebo jesienne, wiatr buja swobodnie po ulicach i placach, podnosząc kurz i śmiecie, przechodnie kulą się z zimna i przyspieszają kroku.
Przed dworzec drogi terespolskiej zjeżdżać się zaczęły dorożki i omnibusy i ustawiały się w równym szeregu. Konduktorzy hotelowi czekali na pasażerów w przedsionku; w bufetach przy drzwiach na peron wiodących zebrała się garstka publiczności i czeka, rychłoli da się słyszeć świst maszyny i dzwonek.