Strona:Klemens Junosza-Na bruku.pdf/43

Ta strona została uwierzytelniona.

— Z zamiarem osiedlenia się na stałe?
— Tak, mam obiecaną posadę na drodze żelaznej, a tymczasem staram się o zajęcie prywatne. Przekonywam się jednak, że bardzo trudno znaleźć, wszędzie pełno ludzi i co zapytać, to już wzięte.
— Co pan powiada! gdzież, jeżeli nie w Warszawie chleba szukać, prawda, że i kandydatów moc, ale trzeba umieć się starać.
— Widocznie, panie, ja nie umiem.
— Nic dziwnego, panie szanowny, trzeba przedewszystkiem znajomości, stosunków. Najłatwiej jest o posadę, mając fundusz na kaucyę, można w takim razie dostać doskonały obowiązek.
— Ja nie mam...
— Hm, tem gorzej, ale jednak można. Są ludzie, którzy dają posady za pieniądze. Tacy potrzebują, mają duże wydatki, więc za niewielkie wynagrodzenie, jeżeli są pewni dyskrecyi i wiedzą, że mają z porządnym człowiekiem do czynienia, to dla czego nie? Korzystają ze stosunków.
— Mówi pan, że wpływowi.
— Ha, ha, wpływowi! jeszcze bardziej, niż wpływowi. Życie ma swoje wymagania, trzeba lokalu z komfortem, służby, strojów, trzeba u siebie przyjąć i na balach bywać, powozem się przejechać, a to zabawki grube, dochody, nawet duże na to nie pozwalają, więc jakieś honoraryum bywa mile widziane.
— Dziwne rzeczy mi pan opowiada.
— Chowaj Boże, panie dobrodzieju — najnaturalniejsze! Tą drogą najłatwiej celu dopiąć.