Strona:Klemens Junosza-Na bruku.pdf/51

Ta strona została uwierzytelniona.

Jegomość w okularach patrzył i kombinował, jakby ta dziewczyna, która w skromnej czarnej sukience tak piękną się wydaje, wyglądała w wykwintnym stroju i klejnotach.
Wzrok Hermana niemile działał na Manię, było w nim coś odstręczającego; unikała też jego wejrzenia, chociaż on ciągle z rozmową do niej się zwracał.
Mówił o teatrze, spacerach, pytał czy już poznała Warszawę. Zapytanie to wydało się jej ironią.
— Teatr kosztuje — odrzekła — a my na wyrzucenie nie mamy.
— Myli się pani podwójnie — odparł — przedewszystkiem teatr jest to najtańsza rozrywka i kosztuje bardzo niewiele, a powtóre niema takiego położenia, w któremby sobie człowiek absolutnie wszelkiej przyjemności odmawiać musiał. W pani wieku taka abnegacya jest niewłaściwa, młodość powinna iść w parze z wesołością i nie gubić się w czarnych myślach.
— Ja się im też nie oddaję, na los się nie uskarżam, stosuję się do położenia i jestem ze wszystkiego zadowolona.
— Dajmy na to, że tak, ale są różne stopnie zadowolenia. Komu źle, ten marzy o tem, aby mu było dobrze — komu dobrze — pragnie, żeby mu było lepiej, nieprawdaż?
— Może... Naleję panu jeszcze herbaty. Od kiedy ojczulek obejmuje posadę?
— Od pierwszego,
— Posada — rozśmiał się Herman — pani