Strona:Klemens Junosza-Na bruku.pdf/53

Ta strona została uwierzytelniona.

niestworzone rzeczy, o jego filantropii niezmiernej, o czynach szlachetnych.
— To już musi być stary człowiek, skoro tyle dobrego w życiu swem uczynił — rzekła Mania.
Herman rozśmiał się i oczkami z pod okularów błysnął.
— A to pani trafiła jak kulą w płot. Ten stary, według pani przypuszczenia człowiek, ma najwięcej trzydzieści kilka lat życia. Uśmiałby się serdecznie, gdyby wiedział, że go takim staruszkiem uczyniono. On staruszek, to pyszne, doprawdy! Swoją drogą, choć to już zaleta drugorzędna, powiem, że jest to mężczyzna piękny, w całem znaczeniu tego wyrazu, wszystkie kobiety kochają się w nim na zabój, ale on na to nie zważa.
— Żonaty? — zapytał Kwiatkowski.
— Nie, kawaler i zapewne nieprędko się chyba ożeni.
— Dlaczego?
— Widocznie nie znalazł jeszcze takiej, któraby mu się podobała. Wybredny jest, — i ja takim niegdyś byłem. Moją żonę nieboszczkę uważano swego czasu za cud piękności... słowo daję.
Do godziny dziesiątej jegomość w okularach opowiadał o swoim fenomenalnym przyjacielu, poczem pożegnał się i wyszedł.
— Zkąd ojczulek zna tego pana? — zapytała Mania.
— Przypadkowo poznałem go w cukierni...