Strona:Klemens Junosza-Na bruku.pdf/56

Ta strona została uwierzytelniona.

wyglądał i z początkami łaciny oswajał się coraz bardziej, tak, że od czwórek karyerę szkolną rozpoczął. Ciężka to była sprawa, uczyć się bez żadnej pomocy, bez korepetytora, na pożyczanych książkach, bo ojciec kupić za co nie miał, ale chłopczyna ambitny radę sobie dawał, sił nie szczędząc i pracy. Czasem Wicuś do niego przychodził i pomagali sobie, robiąc wspólnie zadania arytmetyczne, lub lekcyi jeden drugiego słuchając. Pomiędzy chłopcami zawiązywała się przyjaźń coraz silniejsza; naukę, rozrywki mieli wspólne.
Edzio gotów się był z przyjacielem nawet bułką podzielić, do tego stopnia go polubił.
Wicuś codzień prawie bywał u Kwiatkowskich. Edzio również często do rodziców przyjaciela zaglądał. Przez dzieci zapoznali się starsi i Mania znalazła sposobność zbliżenia się do ubogiej, ale nader zabiegliwej rodziny i mogła przypatrzeć się jej życiu, tak niepodobnemu do swobodnego życia wiejskiego.
Była to dla niej jakby szkoła, z której wypróbowane, praktyczne wskazówki czerpać mogła.
Ojciec tej rodziny pracował na kolei żelaznej w ekspedycyi towarowej. Codziennie od wczesnego rana biegł do pracy, zkąd wracał późnym wieczorem.
Przychodził zwykle zmęczony; z żoną i dziećmi mówił niewiele, posilał się tylko i kładł na spoczynek, aby nazajutrz o świcie znów do roboty spieszyć. Od kilku lat zajmował tę skromną posadę i taki tryb życia prowadził, wynagrodzenie