Strona:Klemens Junosza-Na bruku.pdf/67

Ta strona została uwierzytelniona.



V.

Skład węgli kamiennych, w którym Kwiatkowski pracował, mieścił się w ciasnem podwórku, na odludnej uliczce, blizko rogatek. W zagrodzie, pod gołem niebem, zsypanych na jedną gromadę, leżało kilkadziesiąt korcy tych «czarnych dyamentów.» Obok nich stały dwa zasmolone wozy, stajenka na dwa konie i tak zwany: «kantor», to jest buda sklecona z cienkich desek, zaopatrzona w piecyk żelazny, dla ciepła, a właściwie mówiąc dla swędu. W kantorze znajdował się tylko stolik, krzesełko kulawe i połamana kanapa. Na podwórku waga decymalna i wózek ręczny, na którym zasmolony, czarny od pyłu węglowego parobek, rozwoził węgle klientom.
Kwiatkowski, objąwszy posadę i kasyera i magazyniera w tym składzie, przychodził do obowiązku raniutko, skoro dnieć zaczynało, a wracał do domu późnym wieczorem.
Wolał jednak tę pracę uciążliwą, aniżeli bezczynność, a przytem przynosiła mu ona tyle, że przynajmniej w części mógł nią komorne zapłacić.