Strona:Klemens Junosza-Na bruku.pdf/72

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ależ panie szanowny — rzekł — wprost przeciwnie; mam najpewniejsze przyrzeczenie, że pierwszy wakans będzie dla mnie. Złożyłem list polecający od człowieka bardzo wpływowego i pozostającego w stosunkach przyjaznych.
— Co to wszystko znaczy!...
— Przeraża mnie pan.
— Jeśli nie mam wiary, to niech się pan spyta tego, na którego właśnie czekamy.
— Pan Symforyan, mechanik z naszej drogi — pan Kwiatkowski.
— O co to panowie chcieliście się zapytać mnie? — rzekł maszynista, szpakowaty, dość otyły jegomość z rękami narobionemi jak u drwala.
— A to, widzisz, kolega, pan ma przyrzeczenie naczelnika ***, że pierwszy wakans będzie dla niego.
— A to bardzo dobrze!
— Otóż powoływaliśmy się na kolegę, żebyś powiedział, co to warto.
— Tyle, co pęknięty kocieł, mój panie, chociaż i to nie, bo pęknięty kocieł żydzi na szmelc zakupią, a to przyrzeczenie i niucha tabaki nie warto. Kto panu powiedział, żeby się do niego udawać?
— Zdaje się taki grzeczny i uczynny człowiek.
— Właśnie, że zanadto uczynny. Każdemu przyrzeknie, ale nikomu nie dotrzyma. Niech pan lepiej czego innego szuka, bo z tych obietnic chleba nie będzie.
Rządzca zaczął się niecierpliwić.
— Właściwie — rzekł — przy tej uroczystości,