Strona:Klemens Junosza-Na bruku.pdf/80

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ma pani zupełną słuszność, tańczmy, to zdaje się już ostatnia figura... Tańczmy, czuję wielką ochotę do zabawy. Śmiałbym się i śpiewał, tak mi dobrze.
Ujął Manię za rękę i wmieszał się w grono tańczących. Kwiatkowski zastąpił im drogę.
— Maniu — rzekł — do domu czas, chciałbym cię odprowadzić, gdyż sam do obowiązku zaraz iść muszę.
Pani Zofia wdała się w tę sprawę.
— A, panie szanowny — rzekła — nie róbże nam przykrości, my same odprowadzimy pannę Maryę... chociaż, spojrzyj pan w okno, odprowadzanie wcale nie potrzebne, już dzień. Tylko się ten mazur skończy, dłużej zatrzymywać nie będę.
Młodzież przyłączyła się do tej prośby.
Kwiatkowski udał się na swoje stanowisko, a przerwany mazur trwał w dalszym ciągu i skończył się świetnym finałem, jakąś niezwykle skombinowaną figurą, z której pan Józef słusznie mógł być dumnym.
Przy pożegnaniu, Wanda szepnęła do Mani:
— Dobrze się bawiłaś? jakże ci się Zygmunt podobał?
— O moja Wandziu, doprawdy, tak mi przykro...
— Wierzaj mi, że to złoty chłopiec... no — bądź zdrowa, jak się wyspisz, przyjdź, będziemy miały o czem mówić... O samych sukniach możnaby godzinę opowiadać.
Mania, wróciwszy do domu obudziła Edzia, dała mu śniadanie i wyprawiła do szkoły. Spać