wielkim ryzykantem. Temu właśnie jegomości, na krótko przed śmiercią, pożyczył bardzo znaczną sumę, tymczasem ryzykant zanadto zaryzykował i stało się to, co zwykle w takich razach się staje — klapnął.
— Jakto klapnął?
— O, naiwne dziecko! nie wiesz co znaczy klapnąć.
— Domyślam się, że nie zarobił tyle ile pragnął.
— Stracił na łeb, na szyję i wszystkim pokazał figę. Ogłoszono upadłość i wierzyciele w najlepszym razie dostaną dziesięć za sto. — Z tego powodu, ogromny majątek nieboszczyka redukuje się do bardzo skromnych rozmiarów. Właściwą wartość całego spadku stanowi właśnie nieruchomość o której wspomniałem. Co się zaś tyczy owych weksli, to byłoby bardzo dobrze, gdyby to co się da z nich osiągnąć, wystarczyło na pokrycie kosztów odebrania sukcesyi. Ponieważ rzecz się dzieje zagranicą, więc naturalnie koszta będą znaczne i samo przeprowadzenie interesu zajmie sporo czasu. Co do legitymacyi, trudności nie będzie; o ile znam stosunki rodzinne, to wy jesteście jedyni spadkobiercy mający do tego majątku prawo. Oto jest cała rzecz.
— Dziękuję bardzo panu mecenasowi za informacyę — rzekł Czesław.
— Nie masz za co. Wolałbym ci powiedzieć że jesteś współwłaścicielem miliona.
— Kto wie, panie mecenasie, mogę mieć go jeszcze w przyszłości — rzekł z uśmiechem Czesław.
— Filozof łatwo się pociesza, ale masz słuszność.
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom II.djvu/145
Ta strona została uwierzytelniona.