Strona:Klemens Junosza-Z antropologji wiejskiej.pdf/100

Ta strona została uwierzytelniona.

nie, za co macie sobie kłócić? Pani Marcinowa tyle już się nagadała, tyle mądrych słów powiedziała...
— Jakbyś wiedział.
— Ny, to też ja powiadam, co mądrych, przecie nie mówiłem inaczej.
— Bo ci zasie!
— Aj waj! aj waj, jaka wy gorąca kobieta!
— Ty mojej gorącości nie probuj, bo się oparzysz...
— Moja Marcinowa, dajcie mi skończyć.
— A to się powieś, kiej chcesz skończyć, ja nie bronię.
— Tfy! tfu! tfy! To jest gęba! Na moje sumienie, to paskudna gęba dopiero, z niej leci sama siarka ze smołem... tfy! Marcinowa, czy wy słuchacie co ja do was gadam po dobrości?
— Słucham, jeno się nie rucham.
— No to ruchnijcie się, ja wam chce nalać kieliszek gorzałki, bardzo doskonały kieliszek. Wy tyle się nagadali, tyle naperswadowali temu chłopowi, że wam należy się kieliszek. Wam całkiem już w gardle zaschnęło.
Marcinowa nie mogła się oprzeć pokusie.
Przysunęła się do szynkwasu, za którym siedział Mendel i próbowała owego zielonego lekarstwa na robaka szarpiącego serce ludzkie. Antagonistka jej skorzystała z tej chwili i przysunęła się do Filipa.
— Wy jej nie słuchajcie, mówiła do niego, ona was na złe prowadzi. Znacie Kaśkę. Dziewka, prawda, mocna jak chłop, ale zła jak pies, będzie się nad waszemi dzieciami znęcała. To jędza. Z Marcinową pasowałaby wam przy jednym dyszlu chodzić. Ja wam powiem Filipie.
Tu nachyliła się i szeptała długo chłopu na ucho. On głową kiwał, uśmiechał się bezmyślnie, to znowu wzdychał ciężko. Ludzie już się zabierali do domów, nawet Onufry, z całego tego zgromadzenia najwytrwalszy, przebąkiwał o powrocie..