Strona:Klemens Junosza-Z antropologji wiejskiej.pdf/105

Ta strona została uwierzytelniona.

pani sołtysowa w drugie ucho. On ma teraz pełną głowę tego gadania. Dajcie jemu trochę czasu, niech on sobie odpocznie, niech sobie rozmyśli. Wam się zdaje, że chłopowi ożenić się, to tak, jak obwarzanek za grosz kupić, albo ćwiartkę owsa sprzedać! Taki interes potrzebuje namyślenia.
— Święta prawda — zawtórował Onufry. Święty stan małżeński jest jako pieczęć, która przypieczętowana na ten przykład na niewiaście i na ten przykład na chłopie, nie będzie ukruszona, ani złamana do samej śmierci, amen.
— Tak, tak. Jak to znać że Onufry uczony człowiek jest...
— I nie będzie rozerwania nijakiego, ani folgi, ani popuszczenia, że choćbyś się z samym dyabłem nieprzymierzając Filipku ożenił, tedy cię już żadna moc nie odżeni, jeno co motyka i rydel, na ten przykład. Tedy nie trzeba w zapamiętałości i przez rozważenia lecieć w ogień, tylko trza karkulować i suszyć dobrze głowę, na ten oto przykład, bo nie na godzinę to jest, ani na dzień, ani rok, jeno na tyle, ile sam Pan Bóg miłosierny wskaże i przeznaczy.
— Ny, ślicznie Onufry gada, bardzo ślicznie, znać że w sobie robaka całkiem struł. Na moje sumienie. Pani sołtysowa niech da spokój i pani Marcinowa też niech da spokój. Ostawcie cały ten kram do jutra do południa. Filip potrzebuje pomyślenia. On w nocy będzie myślał, on rano jak pójdzie bydłu zadawać będzie myślał, on po śniadaniu siądzie w chałupie na ławie, pod piecem, on sobie fajkę zapali — i będzie myślał. Myślenie to ciężka robota jest, trzeba żeby do niej był spokój i wygoda. Jak on się już dobrze namyśli, to wtedy jego zapytajcie, a dziś, co on ma dziś wiedzieć? On tyle wie dzisiaj co i nic. Prawda Filipie?
— Juści prawda. Mnie dziś mankulja trapi i markotność,