Strona:Klemens Junosza-Z antropologji wiejskiej.pdf/120

Ta strona została uwierzytelniona.

— Oj oj, całkiem paskudne zdarzenie. Świeca mi się wypaliła za darmo.
Chłop Mendlowi bystro w oczy spojrzał..
— A gdzieżeś-to Mendlu tak sobie buty powalał.
— Buty?
— Ano buty.
— Ny, jak ja usłyszałem we wsi taki lament, taki gwałt, to wyleciałem przed karczmę, a przed karczmą, to jest błoto, bo deszcz już ze dwa dni pada. To jest cała przyczyna.
— Ale zaś! przed karczmą jest błoto — i ja wiem o tem że jest, ale błoto czarne — a na waszych butach glina...
— Mój sołtysie, ja was bardzo proszę, co wam do moich butów? Jest glina, niech sobie będzie glina. Gdzie to jest napisane w kodeksie, że mnie nie wolno mieć trochę gliny na butach?
Chłop milczał i coś sobie w myśli kombinował. Mendel domyślał się podejrzeń i postanowił odrazu wszelkie kombinacye zniweczyć.
— Słuchajcie no panie sołtysie rzekł, panie Józefie, ja wam co powiem.
— A co?
— Rozum to jest dobra rzecz, ale bardzo zdradna. On jest taki jak nóż, można nim kogo skaleczyć, a można i siebie samego też skaleczyć.
— Do czego to Mendel powiada?
— Całkiem do niczego, tak sobie. Ja lubię czasem tak sobie piękne słowo powiedzieć. Ja mam dużo w głowie różnych interesów. Chłopy skarżą się co w karczmie zimno jest, ja potrzebuję komin naprawić, piec wylepić. Glinę już mam, jest w sieni, jutro Jacentowa zacznie lepić. Nawet jeżelibyście wychodzili do sieni, to bądźcie ostrożni, bo tam kupa gliny jest, moglibyście sobie przewrócić.