Strona:Klemens Junosza-Z antropologji wiejskiej.pdf/125

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ny, Tomaszu, po co wy tu siedzicie? Jeżeli chcecie swoje kunie łapać, złodziejów gonić, to gońcie zaraz, bo szkoda czasu, a jeżeli chcecie się Mendla posłuchać, to też trzeba słuchać zaraz, i to, co ja wam każę, zrobić zaraz, bo później też może być zapóźno.
Chłop poskrobał się w głowę.
— Cóż mam robić? zapytał.
— Jak wasza wola... albo gońcie po świecie złodziejów, albo posłuchajcie mego sposobu.
— A jakiż to wasz sposób?
— Mój sposób! na sumienie, to jest bardzo tani sposób wy mnie potrzebujecie dać za niego dziesięć rubli. Dacie mnie za niego dziesięć rubli?
— Żebym wiedział, że kunie znajdę, tobym może i dał.
— Znajdziecie?! Co to jest znajdziecie? albo ja wiem gdzie wasze kunie są? albo ja widziałem tych złodziejów, co je ukradli?
— Za cóż tedy mam płacić?
— Jakie wy głupie Tomaszu, jest za co zapłacić.
— Kiej kuni nie znajdę.
— A jeżeli kunie same was znajdą... to co?
Chłop westchnął. Miarkował on swoim rozumem, że Mendel coś wie, że bez przyczyny nie gada. Chciałby rzucić się na niego, z gardła mu upragnioną wiadomość wydobyć, ale zdobył się na spokój. Widmo łuny pożarnej przerażało go. Zapanował nad sobą.
— Pieniędzy kiele siebie nie mam — rzekł — bo jak się to nieszczęście stało, takem się tylko byle jak przyodział, ale przyrzekam wam dziesięć rubli za poradzenie dać. Chcecie wierzyć...
— Oj, oj, takiemu gospodarzowi jak Tomasz, choćby i na sto rubli można zawierzyć. Czy ja się boję? ja się nie boję! Wasze słowo mam, to właśnie tak, jakbym w kieszeni pieniądze