Strona:Klemens Junosza-Z antropologji wiejskiej.pdf/15

Ta strona została uwierzytelniona.

Pan profesor wszelako nie poznał się na doniosłości ofiary i rzeczy zostały po dawnemu; profesor biedę klepał jak zwykle, a gospodarze jęczeli, że ich brzemię utrzymania przybytku wiedzy i mądrości bez miłosierdzia gniecie i uciska.
Narzekali tedy dobrzy ludzie w sposób wzruszający i nietylko na szkołę narzekali, nie rozumiejąc, że mają samorząd i że taka przyjemność, jak każda przyjemność na świecie, pociąga za sobą pewne koszta..
Kiedy tylko była mowa o nowej składce spadającej na morgi, które z urzędu są przeznaczone na konduktory do ściągania tych drobnych, kieszonkowych piorunów, — z piersi chłopskich wydobywały się ciężkie jęki i westchnienia.
Wtórował im wójt, wtórowali sołtysi z całej gminy (naturalnie w charakterze prywatnym), gdyż w urzędowym charakterze, wójt ciężką ręką podpisywał uchwały i rozkłady, a sołtysi rozchodzili się po wioskach, niby bociany po bagnach; wędrowali od chałupy do chałupy, w celu wybierania tej ilości kopiejek, jakie „morga“ na dany cel wydać z siebie jest obowiązana, pod rygorem natychmiastowej egzekucyi.
Po zapłaceniu jęki milkną, dopóki nie przyjdzie nowy termin, a wraz z nim nowa sposobność do westchnień i lamentów.
Sama akcya wynurzania uczuć i uskarżania się na kłopoty pochodzące z nieba, w postaci różnego rodaju opadów atmosferycznych, tudzież na kłopoty czysto ziemskiej natury, mające związek z kieszenią, ze stagnacyą ogólną, niską ceną zboża, jako też i akcya powierzania przyjaciołom i sąsiadom tajemnic finansowych i rodzinnych, odbywa się w oddzielnym (zdaje się, że nawet specyalnie na ten cel wzniesionym) budynku, istniejącym pod firmą dwóch świeckich patronów, z których pierwszy ma na imię „Rospiwoczno“, a drugi „Nawynos“.