Strona:Klemens Junosza-Z antropologji wiejskiej.pdf/16

Ta strona została uwierzytelniona.

Tak opiewa znak firmowy, a pod nim, jak fijołek pod kępą trawy, kryje się obywatel wyznania mojżeszowego, jak w tym wypadku, znany w całej okolicy pan Mendel Kwiat...
Powiedziano, że kryje się, i nie należy tego uważać za poetyczną alegoryę.
Nad rasą, z której wywodzi swe pochodzenie pan Mendel, od niezmiernie dawnych już czasów wisi fatum, utrudniające jej sprzedaż detaliczną trunków krajowych i zagranicznych w obrębie gmin wiejskich; że zaś stwierdzoną jest rzeczą, iż prawdziwa a gorąca miłość łamie, wszelkie przoszkody, więc Mendel, który się szalenie kocha w okowicie od najmłodszych lat życia, znajdzie zawsze sposób, żeby się z nią w namiętnym uścisku handlowym połączyć.
Tak się dzieje wszędzie, a wiec i w Biednej Woli.
W obec władz akcyznych, patentowaną „Hebe“, zalewającą głowy chłopom za umiarkowane wynagrodzenie, jest stara Jacentowa, głucha zupełnie i niedowidząca, ale zresztą ciesząca się pełnią sił i zdrowia.
Ona tu jest gospodynią w obec tych oczu finansowo administracyjnych, które specyalnie na sprawy wódczane zapatrywać się mają.
Sam pan Mendel, z rodziną i domownikami, których liczba tuzin, a kardynalny przymiot delikatność, mieszka sobie w karczmie, jako człowiek „utrzymujący się z własnych funduszów“.
Dla poratowania nadwątlonego zdrowia osiadł on w Biednej Woli na „letniem mieszkaniu“.
Mógłby kto zarzucić, że w zimie (a Mendel i w zimie karczmy nie opuszcza) nikt letniego mieszkania nie używa, ale kto przeniknie mądrość doktorów?
Jeżeli każą przepędzać na wsi zimę, to muszą mieć po temu swoje racye i pewnikiem delikatne zdrowie na tem nie traci.