Strona:Klemens Junosza-Z antropologji wiejskiej.pdf/165

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ny — ny, jak postoicie tu z krową do nocy, to nie będziecie taka wielka pani, sprzedacie i za piętnaście...
To rzekłszy odszedł.
Pomiędzy wozami przesuwał się ławnik Dmuchała, zatrzymał się, obejrzał krowę i rzekł:
— Wy, Macieju, to krówsko mnie życzcie...
— Co mam życzyć, i tak sądziliście mnie, jak złodzieja.
— Sąd sądem — a krowa krową. Osądziłem, bo takie moje prawo i nie mogłem inaczej, skoro kwit był, — a krowa mi pasuje i wiem, że z dobrego gatunku, tedy chcę kupić.
— Oj gatunkowe bydlę, gatunkowe! — wtrąciła baba prawie z płaczem — i żeby nie Mendel, co nas dusi, nie przedałabym jej za żadne pieniądze.
— Jać to wiem — odezwał się Dmuchała — siła wy za nią chcecie?
— Trzydzieści — rzekł ponuro Łomignat.
— Dla mnie warta. Życzcie mi.
Łomignat oczy wytrzeszczył.
— I przez żadnego targu? — zapytał zdumiony.
— Mówię, że dla mnie warta — życzcie mi.
— Ano — to życzę.
Uderzyli się po rękach.
— Jeno mój Macieju, mój kochany — odezwał się Dmuchała — muszę was o łaskę prosić. Choć to na jarmarku na borg nie dają, ale że ja pieniędzy kiele siebie nie mam, to wam w domu zapłacę. Oto profesor z Biednowoli idzie, przy nim powiadam, że zapłacę wam w domu za tę krowę trzydzieści rubli, a krowę biorę zaraz. Wierzycie mi?
— Cobym nie miał wierzyć? Jeno najgorzej Mendel, bo to dla niego jać to bydlątko kochane sprzedaję...
— Owszem, przyjdźcie właśnie z Mendlem; a tera niech