Strona:Klemens Junosza-Z antropologji wiejskiej.pdf/166

Ta strona została uwierzytelniona.

mój chłopak krowę weźmie, a ja wam sprawię litkup! Oto może i pan profesor naszą grzecznością nie wzgardzi...
— Owszem, pójdę chętnie — rzekł Kaczor — bardzo chętnie pójdę.
— Poszli tedy na litkup, do austeryi. Był to szynk trochę porządniejszy od innych, uczęszczali do niego zamożniejsi chłopi, koloniści, młynarze, resursa zaś, utrzymywana przez bogatego Szmula, była przybytkiem wyższej arystokracyi, do jakiej zaliczali się naprzykład państwo Imbierzyńscy, Kobzikowscy i inni podobni dygnitarze.
Dmuchała zaprowadził gości do osobnej stancyi, kazał podać wódkę, przekąskę i piwo, a wydobywszy nabity banknotami pugilares, rzekł:
— Macieju kochany, Łomignacie, sąsiedzie. Dziwno ci pewnie, żem przed tobą łgał, jako pieniędzy nie mam, a teraz pokazuję że mam.
— Musi chcieliście sobie trochę pożartować.
— Nie, bo choć pieniądze, jako widzicie, mam, ale swego się trzymam i jako przyrzekłem, za krówkę dopiero wam w domu zapłacę.
— O!
— A juści, litkup ci sprawię porządny, żebyś pamiątkę miał przynajmniej jako na jarmarku byłeś, ale pieniędzy do ręki nie dam.
— Dlaczego? — zapytał Kaczor.
— A właśnie zaraz powiem i bardzo jestem kontentny, że pan profesor z nami jest, bo zrozumie co ja w tem mam i Maciejowi przetłómaczy, jako życzliwy mu jestem, i co robię, to robię po dobrości... Spenetrowałem ja to, że nasz Maciej głęboko Mendlowi do kieszeni zalazł.
— Oj zalazł ci on, zalazł — wtrąciła Maciejowa z płaczem — zalazł po same uszy, że nawet i pomiarkować nie mogę, jak