Strona:Klemens Junosza-Z antropologji wiejskiej.pdf/171

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie każda! rozumiem co chcesz przez to powiedzieć. O tak! wymawiasz mi, że nie mam urody. Wiem, żona zwykle jest brzydka w oczach własnego męża, ale mąż może się mylić.
Imbierzyński roześmiał się.
— Ja wierzę w twoją cnotę — rzekł.
— Wierzysz, bo musisz.
Rozmowa przybierała coraz ostrzejszy charakter, o co przy dość porywczym temperamencie obojga małżonków nie było trudno. Kronika biednowolska twierdzi, że przez trzy dni państwo ci do siebie nie mówili, a nienawiść pani sekretarzowej do pięknej Flory doszła do maximum.
Pod wieczór, drogi prowadzące do miasteczka ożywiły się znowu, a jak rano wszystko dążyło do jednego punktu, to jest do miasteczka, tak wieczorem znowuż rozchodziło i rozjeżdżało się z tego punktu na wsze strony. Ważny w życiu wioskowym dzień dobiegał do końca.
Ku Biednowoli wózkami i pieszo ciągnęli nasi dobrzy znajomi; pedagoga zabrał na swój wózek Dmuchała, Szczygieł z połowicą swoją dążył za nimi, dalej inni gospodarze, a wreszcie Mendel na wozie naładowanym różnemi sprawunkami i artykułami handlu. Finansista ów przynaglał szkapinę swoją do pośpiechu, gdyż nazajutrz, o dwie mile od Biednowoli, w innem miasteczku był jarmark, a takiej okazyi Mendel nigdy nie opuszczał. Jest rzeczą dowiedzioną, o czem Onufry Grzędzikowski nieraz ze wzruszeniem opowiadał, że droga na jarmark jest znacznie krótsza, aniżeli droga z jarmarku, zwłaszcza gdy kto podróżuje „per depes“; że złe duchy po to specyalnie na jarmarkach bywają, aby upatrzywszy sobie jakąś ofiarę, mrokiem na nią, gdy powracać będzie, czatowały, i że wreszcie nogi ludzkie są tak urządzone osobliwie, że na jarmark dążą w kierunku prostym, a z jarmarku biegną po łukach i elipsach, albo też wprost wypowiadają człowiekowi posłuszeństwo.