Strona:Klemens Junosza-Z antropologji wiejskiej.pdf/42

Ta strona została uwierzytelniona.

— To też to! ale niech Dyzio powie do czego więcej on zdatny?
— Alboż ja wiem?
— Trzeba za niego myśleć, zabiegać i starać się — ja już swoje zrobiłam i istotnie zrobiłam co tylko było można... Trzech żydów chodzi po wsiach i agituje, złote góry chłopom obiecując; ja sama gdzie tylko mogę, to zręcznie słówko w trącę — ale mam nadzieję, że Dyzio zechce mi także dopomódz. — Przecież tego Dyzio nie odmówi biednej kuzynce?
Boberkiewicz znowuż się do pulchnej rączki przyczepił jak rak.
— Wszystko, wszystko zrobię co kuzynka każe, choćby na koniec świata polecę!
— Ach! tak daleko nie trzeba — dość będzie między znajomymi... w powiecie... Dyzio rozumie przecież o co chodzi.
— Rozumiem — na sekretarza może kuzynka liczyć na pe, a panu pomocnikowi także słówko szepnę. Mam u niego, nie chwaląc się, wielkie łaski... ogromnie proteguje mnie.
— Wiem, wiem, i to nie tyle pomocnik, ile pomocnikowa — ale co tu się dziwić? Dyzio jest elegancki chłopiec, Dyzio ślicznie tańczy, Dyzio grywa na skrzypcach, Dyzio urządza majówki — bez Dyzia cały powiat usnąłby po prostu.
— Krzywią się na mnie, że wyjeżdżam za często.
— I tego mi zazdroszczą! Biednej, zapoznanej kobiecie, nie wolno jest nawet żywić uczuć familijnych!
— Któżby na takie rzeczy zważał! Niech kuzynka będzie spokojna. W przyszłym tygodniu wyprawiamy majówkę z tańcami, przysięgam ci kuzynko na wszystkie świętości, że w każdym kontredansie, w polkach, w walcach, mazurach, będę mówił o Leonardzie, zbuntuję wszystkie panie powiatowe — no — i pies jestem, jeżeli kuzynki wójtową nie zrobię.
— Jaki Dyzio dobry — rzekła patrząc mu prosto w oczy.