Strona:Klemens Junosza-Z antropologji wiejskiej.pdf/64

Ta strona została uwierzytelniona.

Wziął kredę do ręki i zaczął pisać po stole.
— Ny, powiedziałem, jest bez dzisiejszego, równe dwanaście rubli, możecie mi wierzyć, że jest... już ja dobrze obliczyłem. Jeżeli tu jeden grosz więcej porachowane, to niech moje wrogi nogi połamią, jeżeli mniej, niech ja nieżyję. Co to gadać. Ja jestem rzetelny człowiek, ja mam taką naturę... Nie wierzycie mi?
— Wierzyć wierzę, jeno nie mogę zmiarkować że tak dużo...
— Oj, oj... co ja mam z wami zrobić? Jeżeli wlejecie do konewki cztery kwaterki wody, to wiele będzie razem?
— A no, jakby kwarta.
— Akurat kwarta! a cztery kwarty to jest garniec. Jak się naleje raz trochę i znów trochę i jeszcze raz trochę, to się zbierze dużo, powiedzcie sami czy nieprawda?
— Juści prawda.
— Ny, ja wam Macieju co powiem: wy mnie winni trzynaście rubli...
— Dopieroście gadali że dwanaście.
— Tak, tak, dwanaście, ja się troohę omyliłem, ja jestem rzetelny człowiek, ja nie chcę waszej krzywdy... a wiele wam na podatek potrzeba?
— Dziesięć rubli, złotych ćtery i grosy ośmnascie.
— To ja wam co powiem; możebyście się jeszcze wódki napili?
— Chyba dość.
— Co to dość? Na takie paskudne zimno, czy to może być dość! Wyjrzyjta no oknem jak śnieg pada, paskudny śnieg, na moje sumienie. Ja nawet sam się z wami napiję, bo nam trza niedługo w drogę jechać...
— Nam?
— Tak, przecie nie będziecie żałowali swojego konia. Po-