Strona:Klemens Junosza-Z antropologji wiejskiej.pdf/91

Ta strona została uwierzytelniona.

W karczmie na wzmiankę o duchach, cicho się zrobiło, baba staruszka siedząca pod piecem odważyła się spytać:
— To i cóż on ma zrobić, choćby i Filip?
— Pacierz niech za nieboszczkę zmówi, a duszy zmarłej niech nie wywołuje, bo ona spokoju żądna.
Mendel do rozmowy się wtrącił.
— Dajcie pokój, panie Onufry, rzekł. Wy powiadacie takie słowo co nieprzyjemne jest... Kto umarł, to umarł, niech leży gdzie go pochowali, na co jemu chodzić? co on tu może mieć za interes?
— Widać że mają, skoro chodzą!
— Ja wiem że oni chodzą... Wy sobie nie myślcie, że my, starozakonne ludzie, nic nie wiemy. Oj, oj, żebym ja tyle zdrowia miał, co my wiemy! ale nie kużde rzecz co człowiek wie, godzi się powiadać, a najbardziej o tych co nie żyją. Uni już nie należą do nas, uni mają inny świat. Ja wam co powiem: wy Onufry sprawiedliwie powiadacie co trzeba się do Pana Boga modlić, to prawda jest. Wy będziecie sobie jutro modlić — tymczasem wy potrzebujecie sobie napić gorzałki. Stare ludzie powiadali, że na frasunek dobry trunek — a ja wam powiadam, co kużdy żal, zmartwienie, markotność — to jest nie żal, nie zmartwienie i nie markotność, tylko robak.
— Robak?!
— Na moje sumienie, robak! ja to wiem. Taki robak włazi do człowieka we środek i tam siedzi, a jak wam się zdaje, co on tam może robić w człowieku?
— Co ma robić? siedzi...
— Ja wam powiem, on wcale nie siedzi, bo on niespokojny jest, on się rucha!
— Co wy gadacie Mendlu?
— Na moje sumienie, on się rucha, ciągle się rucha! On ukąsi człowieka w serce, ukąsi w wątrobę! on przewróci w nim