Strona:Klemens Junosza - Dziad.djvu/4

Ta strona została uwierzytelniona.
10
KALENDARZ POLSKI.

truję, ja tam.... gdzie każdy boi się.... wy mnie posyłacie, i co z tego mam? Wy się wzbogacacie, wy kupujecie domy... a ja zawsze dziad....
— Nie gadajcie no dużo, my wiemy jaki wy dziad, moglibyście już porządną kolonię kupić. Wasze dziadowskie łachy to majątek, to pewność. Kto może sobie miarkować, że ten stary zgarbiony dziadek, co po wsi chleb zbiera, ma jeszcze jakie inne zatrudnienie. Wy powinniście trzymać się tego fachu do samej śmierci.
— Ani myślę, dość mi już tego, znać was nie chcę! Krzywdzicie mnie. Tamte kasztany z Woli z pewnością już wypchnęliście za granicę, a ja co mam? Gdzie mój zarobek? oddajcie mi moje.... bo....
To rzekłszy, wywinął w powietrzu sękatą pałką, a spojrzał tak groźnie, że obaj żydzi cofnęli się o kilka kroków.
— Dajcie pokój — rzekł gruby — nie róbcie głupstw... Myśmy kasztany sprzedali prawie za nic, za darmo, bośmy mieli policyę na karku.... Całe szczęście, że strażnicy poszli przez most, a my na koniach przez rzekę. Wyprzedziliśmy ich o trzy godziny.... Pięćdziesięciu rubli nie było zysku... my wam oddajemy połowę....
— Dawajcie i niech was!...
— Dla czego gniewacie się?... damy, ale pod warunkiem... W Zawalinie gospodarz jeden ma ślicznego siwka, taki właśnie akurat nam potrzebny do pary. Zdaje się, że noc dziś będzie ciemna... można zabrać tego siwka z pastwiska. Parobek będzie pijany, uśnie jak drewno... Już tam jest ktoś taki, co go uczęstuje...
— Nie on sam na pastwisku będzie: i chłopi pasają konie w gromadzie.
— Aj Piotrze, Piotrze — odezwał się szczupły żydek — chciałbym ja mieć tyle tysięcy ile wyście zabrali koni z gromady... Taki majster, jak wy, gromady się nie boi!...
— Zdaje wam się.
— Słuchajcie, podejrzenia na was nie będzie.... Dziś widzieli was ludzie tu, a ztąd do Zawalina cztery mile.... U smolarza znajdziecie nasze konie, wsiądziecie na karego, doskonały koń.... lasami będziecie przed wieczorem.... Weźmiecie siwka, my na was poczekamy w lesie, a raniutko możecie być u smolarza z powrotem i iść znowu do tej wsi, gdzie was dziś ludzie widzieli. Nie macie co bałamucić, to jest całkiem pewny interes. Napijcie się trochę gorzałki na drogę!....
— Gorzałka gorzałką, ale co dostanę?
— My was nie skrzywdzimy.... tylko przyprowadźcie siwego.... byleście go do ręki dostali, pójdzie pod wami jak wiatr, bo takiego ko-