Strona:Klemens Junosza - Obrazki z natury - W powodzi kwiatów, Gdy konwalje.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.

Właśnie w tej chwili młody lekarz badał puls nerwowej pani.
— Co to? — zapytał małżonek.
Lekarz przedstawił się.
— Daj pokój, kolego, — rzekł weterynarz, — nie fatyguj się próżno, ja jej organizm znam doskonale... Właśnie chciałem jej zrobić zawłokę na lewym ramieniu, to doskonale humory odciąga...
— Mężu! — krzyknęła z oburzeniem pani domu.
— No, no — odrzekł — nie masz czego gwałtować, moja duszko; lepiej każ nam podać tu wódki i przekąski — a jeżeli już koniecznie chcesz się leczyć, to ci kolega zapisze aloesu, albo jalapy, będziesz zdrowa duszyczko jak... tego... jakże się to zowie...
— Nie potrzebuję twoich porównań! — krzyknęła pani i, trzasnąwszy drzwiami, zniknęła w drugim pokoju...
— Oto masz, kolego widowisko; — rzekł mąż, — obiad przydymiony codzień, w domu nieporządek, a narowów pełno... Żeń się, żeń, bracie, to użyjesz jak pies w studni; ale ostrzeżenie moje zbyteczne,