Strona:Klemens Junosza - Obrazki z natury - W powodzi kwiatów, Gdy konwalje.djvu/36

Ta strona została uwierzytelniona.

chleba dla dzieci zgłodniałych nie mają, którzy mieszkają w wilgotnych piwnicach, na garści słomy przegniłej... Jest to okropna prawda! Raz, kiedy byłam bardzo smutna, kiedy owa czarna przepaść stała mi przed oczami, mama moja poczciwa przyszła do mnie, pocałowała w czoło i rzekła: — pojedź ze mną, dziecko, zobaczysz ludzi smutnych i nieszczęśliwych, zobaczysz na jawie, oczami własnemi czarną otchłań nędzy i rozpaczy. — Pojechałyśmy. Powóz toczył się po jakichś uliczkach fatalnych, znać było, że jesteśmy w dzielnicy ubóstwa. Mama zatrzymać się stangretowi kazała przed jakimś brudnym domem. Po schodkach zabłoconych, ciemnych, weszłyśmy do suteryny dusznej, wilgotnej i tam ujrzałyśmy leżącą na tapczanie kobietę, z dwojgiem dzieci wynędzniałych, pół-nagich. W drugim kącie chory jakiś człowiek, z zarośniętą twarzą, wystającemi policzkami, z oczami patrzącemi strasznie, szarpał brudną koszulę na wyschłej piersi i rękoma znaki jakieś dawał. Uczułam, że mi się serce ściska... wybuchnęłam płaczem... kon-