Strona:Klemens Junosza - Obrazki z natury - W powodzi kwiatów, Gdy konwalje.djvu/45

Ta strona została uwierzytelniona.

Rozpłakałam się serdecznie, ale dobrzy moi rodzice otarli mi łzy pocałunkami, a mój Leonek kochany uklęknął przede mną, ujął za obie ręce i mówił długo, długo, serdecznie. Upajałam się dźwiękiem jego wyrazów, słuchałam w zachwyceniu, patrząc mu w oczy... Mówił mi, że niedługo już na wiosnę, gdy się drzewa zazielenią, gdy słowik śpiewać zacznie i gdy konwalje białe zakwitną, wiosna przyniesie mi odrobinę zdrowia i siły... młodziutkie słońce przygrzeje i wywoła na bladą twarz moją dawno niewidziane rumieńce — wtenczas pojedziemy do naszego ustronia, na wieś, do cichego dworku, powyrzucamy za okno wszystkie flaszki apteczne, a będziemy wzmacniali piersi świeżym powietrzem pól i lasów, będziemy oddychali aromatem ziół, będziemy chodzili na odległe spacery.
Uśmiechnęłam się do niego, objęłam jego piękną głowę rękami i, na szerokim, myślącym jego czole złożyłam pierwszy pocałunek. Zdawało mi się, że dwie gorące łzy stoczyły się z powiek Leona.