Strona:Klemens Junosza - Spekulacye pana Jana.djvu/8

Ta strona została uwierzytelniona.

moru, otrzymała w odpowiedzi mruknięcie, które każdy lingwista mógł inaczéj tłómaczyć, a panna Stefania widząc co się święci, poprzysięgła sobie w duchu, że pojedzie do Zurichu, zapisze się na medycynę i raz na zawsze opuści kraj, w którym kobieta nie jest wtajemniczoną w interesa majątkowe swego ojca i nie ma wolnego głosu w kwestyach gospodarczo-rolnych i majątkowo-prawnych.
Pan Jan zamknął się w swym gabinecie i po raz pierwszy podobno otworzył elegancki bronzowy, suto wyzłacany kałamarz, wydobył papier ozdobiony pięknemi monogramami i zasiadł do pisania listów.
Rzeczywiście musiał napisać ich niemało, bo kiedy świtać zaczęło, ludzie już do roboty wstawali, a w gabinecie jego świeciła się jeszcze wielka lampa z abażurem przepysznym.
W pokoiku panny Stefanii również było widno i tylko sama pani domu oddawała się słodkim marzeniom, krzepiąc ciało i ducha wygodnym spoczynkiem.




II.
Wielki kongres kauzyperdów w Pieprzykowie i ratowanie finansowego topielca.

Skoro pan Grabski przekonał się, że rzeczywiście Pieprzyków, pomimo zamierzonych ulepszeń, stoi nad przepaścią i że dni jego są już policzone, schwycił się obydwoma rękami za włosy, a raczéj za głowę, gdyż włosów od pewnego czasu nie posiadał.
Poza Pieprzykowem nie było już więcéj dóbr do sprzedania, a po ścisłém i dokładném obliczeniu kapitałów znajdujących się w kasie ogniotrwałéj, przekonał się pan Jan, że ilość ich wystarczy zaledwie na podróż do Warszawy i na kilkomiesięczną w tém mieście egzystencyę.
Po raz pierwszy w życiu przedstawiło mu się straszne widmo nędzy, tém straszniejsze, że nieznane i niewidziane nigdy.
W gruncie rzeczy diabeł nie tak straszny jak go malują, a bieda, jakkolwiek nie należy do najmilszych wynalazków ducha ludzkiego, ma w sobie jednak pewien urok i można się z nią pogodzić; ale pan Jan biedy nie