Strona:Klemens Junosza - Spekulacye pana Jana.djvu/9

Ta strona została uwierzytelniona.

znał i dla tego wydawała mu się ona czémś tak straszném, tak przerażającém, że na samą myśl o niéj biedne człowieczysko dostawał febry i trząsł się jak galareta, którą kucharz jego umiał tak znakomicie przyrządzać.
Jak przy łożu konającego, konsylium znakomitych lekarzy debatuje nad tém, jakby ułatwić nieszczęśliwéj duszy wydobycie się z więzów marnego ciała, tak nad upadającą fortuną zbiera się zazwyczaj rada doświadczonych prawników, którzy mają sobie za punkt honoru zrobić z dóbr siekaninę, coby mogła zadowolnić apetyt wilków i ocalić skórę owcy.
Tego to środka chwycił się i pan Jan, a chcąc go wykonać jak najprędzéj, odbył przedewszystkiém konferencyę... z kucharzem i osobiście ułożył obiadowe menu.
Następnie wysłał do miasta powóz, który miał przywieźć najbieglejszych jurisprudentów gubernialnych.
Stawiło się téż trzech adwokatów, patrzących na siebie bardzo krzywo i pan Cessyowicz, rejent, uważany powszechnie za wielkiego znawcę i znakomitego praktyka w rzeczach hypotecznych.
Byli to bardzo porządni ludzie, światowi, dowcipni, a przytém posiadali jeszcze i tę właściwość, że mogli pić szlachetny sok jagód winnych od rana do nocy, bez szkody dla swych organizmów fizycznych i bez żadnych skutków dla normalnego stanu umysłów.
Istne gąbki.
Obiad odbył się z właściwym szykiem i talent kucharza zajaśniał w całéj świetności.
Rejent łykał kuropatwy jak jastrząb, adwokaci obrabiali zająca jak lisy.
Proszę jednak nie przywiązywać do tego porównania żadnych arières pensées, osobiście manifestuję się bowiem zawsze z wielkiém poważaniem dla całego cechu jurystów.
Rejent zajmował krzesło obok saméj pani, która włożyła na siebie suknię jedwabną i twarz ozdobiła uśmiechem cukrowym, używanym zazwyczaj w dni uroczyste i świąteczne.
Dwaj adwokaci starsi, panowie Pozwiński i Wyrokiewicz, siedzieli naprzeciw siebie, a obok panny Stefanii umieścił się młody, ale podobno bardzo sprytny prawnik, pan Bernard Fingerhut, przystojny brunet, z brodą kruczéj czarności, nosem orlim i wejrzeniem pełném ognia.
Żeby się nazywał Signore Fingerhutini, możnaby go było wziąść za włocha.
Ten okazywał najmniéj znajomości gastronomicznych: potraw nie chwalił, wina pił mało, i pan Jan uważał go w duchu za coś bardzo jeszcze niedowarzonego.
Przypuszczam, że powątpiewał nawet, czy taka istota, która na dobréj kuchni się nie zna i wina pić nie umie, może miéć jakie wyobrażenie o prawie cywilném, a témbardziéj o ustawie hypotecznéj...
Kiedy starsi jego towarzysze rozprawiali z panem Janem o tém, że baranina przyrządzona w sposób odpowiedni, może do złudzenia imitować pieczeń sarnią, on tymczasem polemizował z panną Stefanią, w najpowszedniejszéj a zarazem w najmniéj jeszcze zbadanéj kwestyi małżeństwa i miłości.
Przytém spoglądał w modre oczy swéj przeciwniczki z wielką pewnością siebie i starał się magnetyzować ją wzrokiem, a w tym celu wytrzeszczał swe wielkie oczy, jak zając.