Strona:Klemens Junosza - Wieszczka z Ypsylonu.djvu/5

Ta strona została uwierzytelniona.

W apartamencie, który tem jedynie różnił się od mieszkania naszego bohatera, że stał nierównie wyżej nad poziomem morza, siedziało dwóch dandych, z których jeden grał bez miłosierdzia na skrzypcach, drugi zaś debatował nad marnościami tego świata. Jak się macie druhowie, rzekł facet, schylając się w niziutkich drzwiczkach poddasza.
— Witaj synu słońca, odpowiedziano mu zgodnie, a skrzypek położywszy skrzypce dodał.
— Gdzież pana djabli niosą, jeżeli wolno zapytać. Bo trzeba wam wiedzieć, iż kawalerja jest nader ugrzecznioną we wzajemnych stosunkach.
— Skrzypicielu, odparł facet, maskarada, bilet tak dobrze jak w kieszeni, szlachetny Mordko jeszcze żyje, ale fraka! fraka i fraka!
Wszak jeszcze nie zastawiony nasz poczciwy omnibus, w którym wszyscy otrzymaliśmy posady, wszyscy winszowali na Nowy Rok, w którym ty szlachetny skrzypku byłeś drużbą, zacny twój szlafkamrat chrzestnym ojcem, a ja com się wsławił przez szczęście do kobiet, jużem trzy arbuzy w tym uniformie otrzymał.
Powtarzam, fraka mi dajcie bo dziś moja kolej.
— Za pozwoleniem, umityguj swoje zapały, ja dziś idę na maskaradę, rzekł skrzypiciel.
— I ja — dodał jego towarzysz.
— Ja muszę....
— Na mnie czekają.
— Mam rendez-vous.
— Ależ, przerwał facet, wszyscy w jednym fraku iść nie możemy, a ponieważ jest on własnością wspólną, i kupiony został z funduszów składkowych na licytacji, przeto jeżeli się nie możecie zgodzić dobrowolnie, tem samem rozwiązujecie współkę; dla tego gotów jestem was spłacić, a frak przy mnie zostanie.
— Nie, rzekł skrzypiciel, nie ma zgody, nie przystaję bezwarunkowo na zerwanie współki.
— Cóż więc robić?
— Zdajmy się na wolę losu.
— Zgoda.
W tej chwili w kapeluszu znalazły się trzy kartki, z których dwie były czyste, jedna z napisem „frak.“ Trzy ręce opuściły się w kapelusz, trzy głosy zawołały jednocześnie.
— Pusta.
— Pusta.
— Frak!
Ten ostatni wykrzyknik wyszedł z piersi naszego bohatera.
— Bierz szczęśliwy ulubieńcze fortuny, rzekł skrzypiciel, oddając wyszarzany omnibus facetowi, i kłaniaj się Mani, która będzie na mnie czekała napróżno.
— Bądźcie zdrowi, zawołał facet, wybiegając po schodach jak szalony.
Po chwili przechodzący przez żydowską dzielnicę miasta, widzieli naszego bohatera, jak zniknął w wązkiej sieni kamieniczki, na której wisiała tablica:

KRAWIEC MENSKIE
cywilne i woskowe
Mordka N.