Strona:Koniki Tadzia, Stróżak, Lekcja Emilki.djvu/3

Ta strona została uwierzytelniona.

— No to do Felci.
— Ale Felci już niema: kaczątek swoich pilnuje! płótno bieli!
— No to, moja mamusiu, to może choć tak tylko pójdę i posiedzę sobie, kiegy niema nikogo. Moja złota!
Co było robić? Mama pozwalała nieraz, a tadzio szedł do domku ogrodnika, siadal sobie na progu, i pa rzył to na wróbelki, to na kokoszki czubate, to na króliki, co się z pod przysieni wymykały w pobliżką kapustę; to wreszcie na drogę, czy też nią kso nie wraca. Tak ogromnie chłopczyna tych ludzi kochał.
— To idź, Tadziu, ale uważnie a gdyby Jagodzińska wkrótce nie przyszła, to wróć tutaj.
Tadzio pobiegł.
Właśnie wracała Jagodzińska i spostrzegła go pierwsza.
— A, mój złoty! kochany! — wołała zdaleka. A mój królewicz najśliczniejszy! To siedzi sobie na prożku, siegzi! I czeka aż stara Jagodzińska z jarmarku się