Strona:Korczak-Bobo.djvu/29

Ta strona została uwierzytelniona.

budowę wielkich pałaców myśli, a chateńka dzikiego człowieka tylko na dziś, na jutro, bo myśl musi gdzieś spocząć, mieć domek mały, gdzie składać będzie mozolnie ciułane zapasy. Dopiero znacznie później, gdy mu się już szczęścić pocznie, bobo–bogacz będzie odrazu łamało wielkie bryły marmuru; dziś zbiera pracowicie kamyczek do kamyczka, ziarenko piasku do ziarnka.
Bobo wierzy w istnienie złych i dobrych duchów, w niosące łaski lub zwiastujące klęski. Sądziło bobo, że wszystkie są jednako potężne, że wszystkie są widzialne, że niema nad niemi mocy. Teraz wie, że duch–ból jest niewidzialny i dobry duch–matka zwalczyć go nie umie, — wie, że istnieje zaklęcie, które przywołuje dobre duchy.
Zaklęciem tem jest krzyk boba. I teraz bobo krzyczy świadomie, celowo, by dobre duchy przywołać, by czujnie pełniły swą służbę.
Drzwi, poza któremi niknie piastunka, są niebem, które uśmiechnięte daje łaskę słońca, zagniewane milczy lub miota pioruny.
Jak człowiek pierwotny wsłuchiwał się w poszum lasu, szmer rzeki, wycie wichru, by rozkazy bogów wyczytać, tak bobo słucha uważnie i bada znaczenie wydobywanych przez dobre duchy dźwięków.