ko, co istnieje, a więc trzeba znać, dociec czem i do czego służy. Chce obrazki pochwycić i do ust włożyć.
Bobo wyciąga ręce i śmieje się do dzieci. Są to duchy dobre, służące dla nieznanych celów.
Bobo postawiono przy lustrze. Spojrzało na matkę, zdziwiło się swem najwyższem zdziwieniem i ukryło twarz na jej ramieniu, chroniąc się przed niebezpieczeństwem. Bobo rozumuje: z chwilą gdy nie widzi niebezpieczeństwa, przestaje ono istnieć.
Bobo znów w lustro spojrzało, ciekawość badacza przemogła obawę. I tu matka popełniła błąd: zabrała bobo. A przecież bobo długo musi patrzeć i myśleć, zanim coś zrozumie.
Bobo długo bawi się kolorowem jajkiem z drzewa i umie już je przekładać z jednej ręki do drugiej.
Teraz już niema potrzeby robić postokroć to samo odkrycie, bo raz dokonane pamięta.
Bobo bada mowę dobrych duchów; kiedy matka raz gniewnie przemówiła do boba, zdziwiło się najwyższem zdziwieniem:
— To ważne, bardzo ważne, bardzo tajemnicze.
Niezadługo zamiast nużącego zaklęcia krzyku i zawodnego zaklęcia wyciągniętych
Strona:Korczak-Bobo.djvu/38
Ta strona została uwierzytelniona.