Strona:Królowa śniegu (Hans Christian Andersen) 011.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

przyniósł wieść wesołą, że wiosna już blizko, słońce dogrzało mocniej, śniegi zniknęły bez śladu, trawa pozieleniała, pączki zaczęły pękać, przyleciały jaskółki do gniazd przeszłorocznych, — i znowu dzieci siedziały na dachu, w ślicznym, maleńkim wiszącym ogrodzie.
Groszek pachnący spadał w festonach na skrzynie, powoje otwierały śliczne kielichy do słońca, a róże tego roku kwitły bardzo pięknie, i drzewka były niemi obsypane.
Marysia z Jasiem siedzieli pod krzaczkiem i śpiewali razem ulubioną swoją piosenkę.

Co ja kocham na tym świecie?
Złote słonko, cudne kwiecie!
Boże ptaszki śpiewające,
Jasne rosy, w kwiatach drżące,
Błękit nieba i obłoki,
Cały piękny świat szeroki,
I chatynkę pobielaną,
I mateczkę ukochaną! —
Wszystko kocham serca biciem,
A przestanę chyba z życiem.

Razu jednego dzieci siedziały w ogródku i oglądały bardzo ładną książkę z obrazkami, w której były malowane ptaki i zwierzęta. Na wieżowym zegarze zaczęła bić piąta.
— Aj! — zawołał Jaś nagle. — Coś mię ukłuło w serce! Coś mi do oka wpadło!
— Może ukłuł cię kolec róży? — rzekła troskliwie Marysia. — Czekaj, zobaczę, co ci wpadło w oko! Nic — nic niema.
— Pewno już wyleciało — rzekł Jaś niecierpliwie i odsunął się od dziewczynki.
Niestety, nie wyleciało. Był to właśnie drobniutki pyłek stłuczonego zwierciadła czarodzieja; utkwił mu w oku i zmienił świat cały, nie pozwalając widzieć na nim nic pięknego, ani dobrego.