Strona:Królowa śniegu (Hans Christian Andersen) 016.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jaś nie żyje! — rzekła do niego Marysia.
— Albo to prawda! — odpowiedziało słońce.
Powróciły jaskółki do gniazd zeszłorocznych.
— Jaś nie żyje! — oznajmiła im Marysia.
— Nieprawda! — odpowiedziały jaskółki.
A wtedy i Marysia przestała w to wierzyć.
Włożę czerwone buciki, których Jaś jeszcze nie widział, i pójdę do rzeki zapytać o niego — pomyślała pewnego ranka.
Było bardzo wcześnie, ale wstała zaraz, ubrała się cichutko, żeby nie obudzić babki, włożyła swoje czerwone buciki, leciuchno pocałowała babunię i pobiegła do rzeki.
— Czy to prawda, że zabrałaś mi mojego Jasia? — zapytała niespokojnie. — Oddaj mi go, a dam ci śliczne czerwone buciki.
Zdawało jej się, że fale zaszemrały jakoś dziwnie, jakby się zgadzały na ten układ. Więc co prędzej zdjęła buciki, śliczne, ukochane, czerwone buciki, i rzuciła je w wodę.
Buciki upadły niedaleko, a fala wyniosła je na brzeg z powrotem. Rzeka nie chciała przyjąć tej ofiary, gdyż nie mogła zwrócić jej Janka. Lecz Marysia inaczej to sobie tłumaczyła. Zdawało jej się, że za blizko brzegu wrzuciła trzewiczki i, aby je rzucić dalej, weszła do małego czółenka, które kołysało się na wodzie. Poszła na przeciwny koniec łódki i rzuciła buciki z całej siły, jak tylko mogła najdalej. Tak idąc i poruszając się, mimowolnie kołysała czółenkiem, które nie było przywiązane i zaczęło oddalać się od brzegu. Marysia to spostrzegła i chciała wyskoczyć, lecz była już za daleko, a łódka porwana prądem, szybko płynęła z biegiem wody.
Wtedy Marysia przelękła się bardzo i zaczęła głośno płakać. Ale nikt jej nie słyszał, tylko gromadka wróbli, które nie mogły dopomódz jej