Strona:Królowa śniegu (Hans Christian Andersen) 023.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

— A Jaś? — przerwała nieśmiało Marysia.
— Otóż właśnie, moja kochana, dwa dni tak upłynęły, aż trzeciego przyszedł pieszo chłopczyk z ogorzałą twarzyczką, długimi włosami, bardzo biednie ubrany.
— To Jaś! — zawołała, klaszcząc w ręce Marysia.
— Na plecach miał tornister — ciągnęła dalej wrona.
— Ach, nie, to pewno były jego sanki. Właśnie z sankami zginął.
— Ha, może sanki — zgodziła się wrona — dobrze się nie przyglądałam. Poszedł śmiało ku schodom, a gdy zobaczył straże, spojrzał zdziwiony i zaraz powiedział: — To musi być okropnie nudno, stać tu ciągle! — Następnie wszedł do sali. Buty jego skrzypiały strasznie, ale widać było, że sobie z tego nic nie robi.
— O, to z pewnością Janek! — krzyknęła Marysia. — Właśnie miał skrzypiące buty, jeszcze nowe, które mu babka kupiła.
— Bardzo być może — potwierdziła wrona. — Szedł do samej księżniczki i nie zmieszał się wcale, chociaż ogromna sala pełna była dworzan, urzędników i dygnitarzy[1] — każdemu umiał śmiało odpowiedzieć, no, i dostał księżniczkę.
— To już z pewnością Janek — rzekła uszczęśliwiona Marysia. — On był zawsze ogromnie mądry, umiał liczyć na pamięć nawet z ułamkami. O, zaprowadź mię do pałacu!
— Bah! — zakrakała wrona. — Łatwo to powiedzieć. Przecież takiej obdartej i bosej dziewczynki nie wpuszczą do królewskiego pałacu.
— Powiedz tylko Jasiowi, że tu jestem, a sam przyjdzie po mnie natychmiast.

  1. Dygnitarze — wielcy panowie i urzędnicy.