Strona:Królowa śniegu (Hans Christian Andersen) 027.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

szczoną twarzą. — Musi być smaczna, jak młode jagniątko, to będzie dopiero uczta!
Wyciągnęła z za pasa wielki nóż błyszczący i podniosła rękę, aby zabić biedną Marysię — lecz w tej samej chwili krzyknęła okropnie, gdyż mała rozbójniczka, jej córeczka, którą niosła na plecach, do krwi ugryzła ją w ucho, i bijąc matkę nogami po plecach, krzyczała przeraźliwie.
— Nie dam jej zabić! Nie zabijaj! — wołało dzikie, rozczochrane dziecko. — Ja chcę, żeby się ona ze mną bawiła! Ja chcę jej mufki i ładnej sukienki, i chcę, żeby ze mną spała.
Stara zbójnica pozwalała swojej córeczce na wszystko, więc schowała napowrót nóż na dawne miejsce, otarła ze krwi ucho i umieściła dziką dziewczynkę w karecie razem z Marysią. Potem jeden ze zbójców siadł na koźle, zaciął konia i popędzili jak wiatr po kamieniach, dołach, górach, między drzewami, zaczepiając o gałęzie i nie zważając na nic.
Mała rozbójniczka śmiała się głośno z radości i tupała nogami. Była ona w tym samym wieku, co Marysia, ale większa i tęższa, z dużą czerwoną twarzą, czarnymi włosami i czarnemi błyszczącemi oczyma. Kiedy nacieszyła się jazdą, objęła wpół Marysię i powiedziała wesoło:
— Nie bój się, nie dam cię zabić, chyba że się na ciebie rozgniewam. Oni muszą mię słuchać! Ty pewno jesteś księżniczka?
— Nie — odrzekła dziewczynka i ze łzami w oczach opowiedziała jej swoją historję: jak bardzo Jasia kocha i pragnie go znaleźć, ale nie wie zupełnie, gdzie go szukać.
Mała zbójniczka słuchała ciekawie, a oczy jej świeciły, jak dwa ognie. W tej chwili powóz stanął, gdyż wjechali na dziedziniec zbójeckiego zamku.