Strona:Książka do nabożeństwa O. Karola Antoniewicza.djvu/319

Ta strona została przepisana.
307

dną była takiego Syna! Był on pięknym nad wszystkie dzieci świata tego; żadna cnota obcą mu nie była - nikt go w rozumie nie przechodził - a przytem - o jak On był łagodnym, pokornym, miłosiernym, posłusznym. O jakie to były szczęśliwe godziny, które oni z sobą spędzali - oddaleni od świata, żyli spokojnie i swobodnie. Nigdy Matka od Syna - nigdy Syn od Matki się nie oddalał. - Te dwa serca jakoby jedno serce były. Myśl Matki była myślą Syna - uczucie Matki było uczuciem Syna - smutek Matki był smutkiem Syna - radość Matki była radością Syna. - Ale cóż się stało? Oto gdy Syn wzrósł - źli ludzie, zazdrośni nieprzyjaciele, fałszywi przyjaciele schwytali Go, związali łańcuchami, skrępowali, wydarli - wydarli Matce Syna i zawlekli Go przed sędziego. - Tu sprowadzili fałszywych świadków, krzywoprzysiężców, bluźnierców - którzy przeciw Niemu powstali i rozmaite najszkaradniejsze zarzucali mu zbrodnie. - Poznał sędzia niewinność obżałowanego - poznał złość świadków - odkrył ich kłamstwo. Ale cóż z tego? - kiedy był tak słabym, że bojąc się nieprzyjaciół, oddał niewinnego ich złości - skazawszy Go na śmierć - na śmierć najboleśniejszą - na śmierć krzyżową! Ach! już rozumiecie o kim tu mowa - Synem tym byłto Zbawiciel nasz,