Strona:Książka do nabożeństwa O. Karola Antoniewicza.djvu/337

Ta strona została przepisana.
325

Syna swego - ból serce Jéj ścisnął - i język Jéj ztrętwiały oniemiał. Nareszcie zawołała - głosem, szlochaniem i łkaniem, przerywanym: „Synu mój - tysiące życia dałabym za Ciebiem - bylem przynajmniéj z Tobą umrzeć mogła. Ale Twoja i przedwiecznego Ojca wola niechaj się wypełni“. Udała się już w późny wieczór - do swego pomieszkania - Ach! i my pospieszmy do téj Matki naszéj - rozważając Jéj boleści. Bo tu żywo przed oczyma duszy Jéj stanęła cała męka Syna ukochanego, Tu widzi Zbawiciela świata, modlącego się w ogrodzie oliwnym, ów tak ciężki smutek i żal - i bojaźń - i walkę - widzi pot krwawemi kroplami występujący na czoło Jego. Widzi blask jarzących się pochodni - tłum zbójców, z łańcuchami i powrozami zbliżający się pod zasłoną i milczeniem nocy. - Już się zbliżyli - porywają niewinnego baranka, który żadnego im nie czyni oporu - szarpią, ciągną przez potok Cedron. Słyszy policzek wycięty na twarz anielską. Widzi jako Go w pośród bluźnierstw, przekleństw, naigrawań, bijąc i szarpiąc, wloką od Anasza do Kaifasza - od Piłata do Hereda - a ztamtąd na szyderstwo białą szatą przyodzianego, do Piłata na odwrót. Słyszy skargi żydowskie przeciwko Niemu fałszywie przekładane, a nikt - - nikt nie powstaje, aby za najniewinniejszym