Strona:Książka do nabożeństwa O. Karola Antoniewicza.djvu/357

Ta strona została przepisana.
345

i wszędzie! O Maryo Tyś zawsze była Matką, Opiekunką i Pocieszycielką moją! Ty Nią do śmierci zostaniesz. Przewodniczyłaś jasna gwiazdo, ciemnym drogom pielgrzymstwa mego, łzami boleści Twoich goiłaś rany serca mego. Twoje Imie uciszało niepokój duszy mojéj. Ach pokąd Ciebie Matką nazywać mogę, sierotą nie jestem na ziemi; pokąd Ciebie kochać mogę nie uschnie w tęsknocie serce moje! Dzięki Ci składam o Boże za wszystko, coś dla mnie uczynił. Dzięki Ci składam, żeś skruszył jakoby młotem utrapień twardość serca mego, żeś ogniem prześladowania rozgrzał je do nowej ku Tobie i ludziom miłości! Dzięki Ci o Jezu, żeś cierniem korony Twojéj, poranił serce moje, żeś mi dał zakosztować z tego kielicha goryczy, coś wychylił dla mnie aż do dna! Dzięki Ci żeś mi dał Matkę Swoją za Matkę moją, żeś mi pozwolił, żeś mi kazał Ją kochać, a wiem, że Ona dla miłości Twojéj nie wzgardzi miłością moją! Widziałem biedną spłoszoną ptaszynę, która o późnéj wieczornéj porze, tęskna latała, nie widząc dla siebie gałązki na któréjby wypocząć mogła - i usiadła na krzyżu smentarza, i odśpiewała tak smutną piosenkę, a Tyś ją z tego nie spędziła krzyża! O Maryo! i ja podobną jestem ptaszyną, w późnéj