Strona:L. M. Montgomery - Ania z Avonlea.djvu/142

Ta strona została uwierzytelniona.

— Teraz biegnijmy się ubrać — rzekła Ania — bo a nuż przyjadą o samej dwunastej? Obiad musi być podany punktualnie o pierwszej, zupa nie może czekać.
Dnia tego na facjatce Ani nader gorliwie przestrzegano najdrobniejszych szczegółów, dotyczących toalety. Ania bardzo badawczo przyglądała się swemu nosowi i z radością stwierdziła, że czy to na skutek użytej cytryny, czy z powodu niezwykłych rumieńców, piegi stały się prawie niewidoczne. W swych białych sukienkach obie przyjaciółki wyglądały równie czarująco i wdzięcznie jak wszystkie „bohaterki pani Morgan“.
— Mam nadzieję, że od czasu do czasu uda mi się coś powiedzieć i nie będę siedziała, jak niema — rzekła Diana z obawą. — Wszystkie bohaterki pani Morgan umieją prowadzić rozmowy, ale ja często zapominam języka w ustach i mam wtedy głupią minę. Lękam się też, że powiem jezdem zamiast jestem. Od czasu lekcyj z panną Stacy nigdy tego błędu nie robię, ale w chwili podniecenia wyrwę się z tem, na pewno. Jeślibym powiedziała jezdem w obecności pani Morgan, umarłabym chyba ze wstydu!
— Ja też drżę na myśl o wielu rzeczach — rzekła Ania. — Lecz jestem spokojna, że mówić potrafię.
Co do tego można było rzeczywiście być spokojnym.
Ania zarzuciła wielki fartuch na swój galowy strój i poszła zajrzeć do kuchni. Maryla, także odświętnie ubrana, zdawała się bardziej zdenerwowaną niż kiedykolwiek. O wpół do dwunastej przybyli Allanowie i panna Stacy. Wszystko szło gładko, ale Ania zaczynała się niepokoić: pani Morgan i Priscilla powinny były już nadjechać. Co chwila biegła do furtki i wyglądała na drogę.
— A jeśli wcale nie przyjadą? — mówiła tonem, wzbudzającym litość.