Strona:L. M. Montgomery - Ania z Avonlea.djvu/143

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie myśl o tem, byłoby to zbyt okropne — przekładała Diana, która już sama w cichości dzieliła niepokój Ani.
— Aniu! — zawołała Maryla, wychodząc z bawialni — panna Stacy chciałaby zobaczyć granatowy chiński półmisek panny Barry.
Ania pośpieszyła do szafy. W swoim czasie, zgodnie z obietnicą, daną pani Linde, udała się do panny Barry z prośbą o pożyczenie tego cennego przedmiotu. Panna Barry nie odmówiła swej ulubienicy i przysłała żądany półmisek, jednocześnie w liście upominając ją, żeby go strzegła, jak oka w głowie, gdyż kosztował dwadzieścia dolarów. Po podwieczorku w Kole Pomocy półmisek został zwrócony na Zielone Wzgórze, bo Ania osobiście chciała go odwieźć do miasta.
Ostrożnie wyniosła półmisek przed dom, gdzie goście napawali się chłodnym powiewem, dochodzącym z nad strumienia. Oglądano i podziwiano ten piękny antyk, gdy wtem, w chwili kiedy Ania brała go zpowrotem w swoje ręce, w śpiżarce rozległ się jakiś trzask i brzęk. Maryla, Diana i Ania zerwały się, ta ostatnia przystanęła tylko na chwilę, by postawić drogocenny półmisek na stopniach schodów.
W śpiżarni oczom ich przedstawił się straszny widok. Mały smyk, z miną winowajcy, w świeżutkiej bluzie, suto zasmarowanej kremem cytrynowym, gramolił się ze stołu, na którym widniały resztki czegoś, co jeszcze niedawno było pięknym kremowym tortem.
Cóż się okazało? Tadzio skończył prucie sieci i zwinął sznurek na kłębek, później wszedł do śpiżarni, ażeby umieścić go na półce nad stołem. Złożył już tam kilka podobnych kłębków, które nie miały innego użytku, jak właścicielowi tych skarbów sprawiać radość myślą o ich posiadaniu. Ażeby dosięgnąć półki, Tadzio wspiął się po stole, czego Maryla zabraniała mu surowo, uważając to ćwiczenie akrobatyczne za niebezpieczne. Tym razem rezultat był rzeczywiście fatalny. Ta-