Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/166

Ta strona została uwierzytelniona.

tyle dorosłych sióstr. A pani Linde mówi, że dziewczęta u Gillisów były rozchwytywane jak świeże bułeczki. Pan Philips bywa u Prissy Andrews prawie codziennie wieczorem. Powiada, że musi jej pomagać w przygotowaniu się do egzaminów. Ale przecież Miranda Slone ma także pójść do seminarjum i potrzebowałaby więcej pomocy niż Prissy, bo jest o wiele głupsza od niej... A jednak on nigdy wieczorem nie idzie jej pomóc. Wiele jest takich spraw na świecie, których ja wcale nie mogę zrozumieć, Mateuszu.
— Kto wie, czy ja rozumiem je lepiej od ciebie, Aniu — wyznał Mateusz.
— Ale muszę wreszcie skończyć lekcje. Nie pozwolę sobie wziąć się do czytania tej nowej książki Janki, dopóki nie odrobię wszystkich zadań. Jednakże jest to straszna pokusa, Mateuszu. Nawet kiedy odwracam się plecami od półki, widzę książkę bardzo dokładnie. Janka mówi, że spłakała się nad nią. A ja lubię nadewszystko powieści, nad któremi się płacze. Chyba najlepiej będzie, gdy zaniosę tę książkę do bawialni i schowam ją do szafki, gdzie stoją konfitury; klucz zaś oddam Mateuszowi. Tylko niech mi go Mateusz nie zwraca, zanim skończę odrabiać lekcje, nawet gdybym go błagała o to na klęczkach. Łatwo jest mówić, że należy opierać się pokusom, lecz przecież łatwiej jest oprzeć się, nie posiadając klucza. A teraz poskoczę do piwnicy i przyniosę kilka zmarzniętych jabłek. Czy Mateusz lubi zmarznięte jabłka?
— Tak, mogą być niezłe — rzekł Mateusz, który ich nigdy nie jadł, lecz wiedział, że Ania była wielką amatorką tego specjału.
W chwili, gdy Ania powracała z piwnicy, wnosząc triumfalnie talerz brunatno-żółtych plamistych jabłek, dały się słyszeć śpieszne kroki na lodem pokrytej dróżce przed kuchnią i gwałtownie pchnięte drzwi nagle się rozwarły. Do kuchni wpadła Diana Barry, blada i zadyszana, w chustce zarzuconej na głowę w widocznym pośpiecnu.
Ania stanęła jak-wryta, zapominając narazie o trzy-