— Jednakże...
— Co tobie jest Mazeroux — zapytał go Weber, odprowadzając go na bok — Czyż nie widzisz, że nasi ludzie denerwują się. Człowiek ten ich niepokoi. Najlepiej byłoby puścić ich na niego, jak na dziką bestję. A przedewszystkiem musimy wszystko załatwić zanim prefekt przybędzie.
— To będzie prefekt?
— Tak, chce się na miejscu o wszystkiem przekonać. Cała ta historja ogromnie go interesuje. A więc, naprzód! Gotowi jesteście chłopcy1? No, to dzwonię.
Dzwonek dał się słyszeć rzeczywiście i natychmiast wybiegła stróżka, aby drzwi otworzyć.
Pomimo, że był wydany rozkaz zachowania jaknajwiększego spokoju, żeby nie spłoszyć przeciwnika, postrach, który wzbudzał, był tak wielki, że agenci policyjni rzucili się hurmem do ataku... W tej chwili okno na drugiem piętrze otwarło się i ktoś zapytał:
— Kto tam jest?
Komisarz nie odpowiadał. Dwóch agentów, główny inspektor, podkomisarz i on wpadli do wnętrza domu, podczas gdy pozostali pilnowali wyjścia i uniemożliwiali wszelką ucieczkę.
Spotkanie nastąpiło na pierwszem piętrze. Nieznajomy schodził ze schodów gotów do wyjścia w palcie i kapeluszu na głowie, kiedy komisarz Weber zastąpił mu drogę wołając: Stój! ani kroku dalej! Czy to pan jest Hubertem Lautier?
Nieznajomy zmieszał się. Widział pięć rewolwerów, skierowanych lufami ku sobie. Jednakże twarz jego nie wyrażała strachu, zapytał spokoj-
Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/112
Ta strona została przepisana.