— Jeśli tak... jeśli się pan przyznaje... w takim razie...
I zbliżył się do okna, jakby je chciał otworzyć. Chwila jeszcze... jedno gwizdnięcie... i agenci wpadną...
— Czy mam kazać zawołać inspektora policji, panie prefekcie1? — zapytał don Luis spokojnie.
P. Demalion nie odpowiedział. Oddalił się od okna i zaczął znowu chodzić po pokoju. Nagle, kiedy Perenna gubił się w domysłach, nie rozumiejąc przyczyny jego wahania, prefekt zatrzymał się naprzeciw niego i zapytał znienacka:
— A gdybym uważał dzisiejsze zdarzenie za niebyłe1? Albo raczej, gdybym je uważał, jako dowód niezaprzeczony zdrady ze strony pańskiej służby, nie mogący w żadnym razie skompromitować pana? Gdybym, przez wzgląd na oddane nam już przez pana usługi, pozostawił pana na wolności?...
Perenna nie mógł powstrzymać uśmiechu. Pomimo zdarzenia z hebanową laską, w chwili, w której wszystko zdawało się świadczyć przeciw niemu, bieg rzeczy jednakże zwracał się w kierunku przewidzianym zgóry przez niego. W kierunku, o którym mówił sierżantowi Mazeroux na początku śledztwa w sprawie Fauville. Krótko mówiąc: potrzebowano go.
— Pozostawiłby mi pan wolność zupełną? żadnego nadzoru?...
— Żadnego.
— A jeśli prasa będzie w dalszym ciągu prowadzić przeciw mnie kampanję? Jeśli na podstawie oszczerstw i plotek zażądają mego aresztowania?
Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/128
Ta strona została przepisana.