szeni tego biednego Verota. Czy ów notes nie zawierał żadnych wskazówek?
— Nie, żadnych. Jakieś osobiste notatki i cyfry tylko. Ale... ale... zapomniałem... była w nim jakaś fotografja kobiety, o której dotychczas nic się dowiedzieć nie mogłem... Wątpię jednak, żeby to miało coś wspólnego ze sprawą, to też nie zakomunikowałem tego dziennikom. Zaraz ją panu pokażę.
P. Demalion wyjął z portfelu fotografję i podał ją Perennie, który spojrzawszy na nią drgnął. Nie uszło to uwagi prefekta.
— Czy zna pan tę kobietę?
— Nie... panie prefekcie, w pierwszej chwili zdawało mi się... lecz nie... tylko lekkie podobieństwo rodzinne, o czem łatwobym się mógł przekonać gdyby mi pan zechciał zostawić tę fotografję do wieczora...
— Chętnie zostawię ją panu z tem, że ją pan dziś wieczorem odda sierżantowi Mazeroux, któremu zresztą rozkażę, żeby działał tylko w porozumieniu z panem we wszystkiem, co się tyczy sprawy Morningtona.
Na tem zakończyła się rozmowa. Don Luis odprowadził prefekta do hallu.
Na progu p. Demalion zwrócił się do Perenny i rzekł mu z prostotą:
— Uratował mi pan dziś rano życie. Gdyby nie pan, ten bandyta Sauverand...
— Ależ, panie to prefekcie... — zaprotestował don Luis.
— Tak, ja wiem, dla pana to są rzeczy zwykłe. Pozwoli pan sobie jednakże wyrazić moją wdzięczność...
Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/130
Ta strona została przepisana.