Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/180

Ta strona została przepisana.

rencja Levasseur... Mieszka u mnie... Zaaresztujesz ją. Nieprawdaż? Jabym nie mógł... Kiedy na nią spojrzę, tracę odwagę. Bo, widzisz ja się nigdy dawniej nie kochałem... tamto wszystko to me była miłość!... inne kobiety... nie pamiętam ich nawet... Ale Florencja... Musisz mię uwolnić od niej, Aleksandrze! uwolnić mię od jej oczu, które mnie palą. To najstraszniejsza trucizna... Jeśli mnie nie uwolnisz, to ja ją zabiję... albo mnie zabiją... albo... Sam już nie wiem... tracę głowę!... O na innego kocha... Pomyśl tylko! Ona kocha Gastona Sauverand... Zbrodniarze! Zabili Fauvilla i Edmunda, starego Langernault i tych dwoję w śpichrzu i innych jeszcze... Kozmę Morningtona, Verota i może jeszcze innych... to są potwory, nie ludzie... Ona, szczególnie!... A gdybyś spojrzał jej w oczy...
Perenna mówił coraz ciszej, tak ze go^ Mazeroux ledwo słyszał. Uścisk jego dłoni rozluzmł się, on zaś zdawał się być pogrążony w bezgranicznej rozpaczy, zdumiewającej w człowieku tak zwykle dzielnym i panującym nad sobą.
— Ależ, szefie, — rzekł mu w końcu sierżant tonem perswazji. Czyż to warto przejmować się takiemi głupstwami?... Wiadomo, babskie historie... Znam się z tem i ja.. Pani Mazeroux... Mój Boże, tak, podczas pańskiej nieobecności ożeniłem się. Otóż zawiodłem się... Pani Mazeroux nie była taką, jaka być powinna... Cierpiałem więc bardzo... A pani Mazeroux... Opowiem panu to wszystko...
Powoli sierżant zaprowadził Perennę do samochodu i usadowił go na tylnem siedzeniu.
— Ot, tak, niech sobie szef wypocznie... Noc nie jest zimna, na szczęście... Mamy też i futra do okrycia... A ja już tu złapię pierwszego przejeżdżającego chłopa i poszle go do miasta po zapasowe części, no i po prowizję, bo jestem djablo głodny.