— Kłamiesz! — syknął Perenna.
Nianawiść zalewała mu znów serce. Ścigał przed chwilą Florencję, nie zdając sobie jasno sprawy, w jakim celu. W chwili tej zaś zapragnął jej zguby świadomie. Sam już nie wiedział co czyni porwany prądem rozbieżnych uczuć, opętany tą ^rozszalałą namiętnością, która niejednokrotnie zniewolić może człowieka do pozbawienia życia ukochanej istoty, równie jak i do złożenia jej w ofierze ostatniej kropli krwi.
Roznosiciel gazet przeszedł w pobliżu, wykrzykując na cały głos:
Deklaracja don Luisa Perenny! Pani Fauville niewinna! Bliskie aresztowanie winowajców!
— Tak — wyrzekł głośno Perenma. — Dramat zbliża się ku końcowi. Florencja zapłaci zaciągnięte długi. Tem gorzej dla niej!... Puścił swoje auto w ruch, wjechał w bramę i powiedział szoferowi, który się przybliżył:
— Zawróć autem, lecz go do garażu nie zamykaj, gdyż może mi „wypadnie lada chwila zmów wyjechać.
Wysiadłszy z auta, zapytał kamerdynera:
— Czy jest panna Levasseur?
— Tak jest, w swoim apartamencie.
— Wczoraj wyjeżdżała, nieprawdaż!
— Tak, proszę pana, wyjeżdżała do chorej ciotki, wezwana depeszą. Dziś w nocy wróciła.
— Potrzebuję się z nią rozmówić. Protezę mi ją zawołać.
— Czy do gabinetu!
— Nie, do buduaru na górę.
Był to niewielki pokoik koło jego sypialni na drugiem piętrze. Dawniej służył widocznie za damski buduar. Perenna przebywał w nim chętnie
Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/187
Ta strona została przepisana.