Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/215

Ta strona została przepisana.

Zwabieni wystrzałami i hałasem, czynionym przez komisarza, policjanci wpadli niebawem na korytarz i zastawszy główne drzwi zamknięte, rzucili się wszyscy w boczny korytarzyk przez otwarte drzwi, za któremi ukryty był Perenna.
Tego właśnie wyczekiwał don Luis. Cicho wysunął się z kryjówki i zamknął drzwi na klucz. Policjanci również jak i komisarz byli uwięzieni.
— Trzeba im będzie przynajmniej pięciu minut czasu, żeby się rozpoznać w sytuacji i wywalić pierwsze drzwi. A za pięć minut będziemy już daleko.
Na schodach spotkał swego kamerdynera i szofera, którzy nadbiegli przerażeni. Rzucił im dwa tysiącfranko we papierki, mówiąc do szofera:
— Puść motor w ruch, artysto. I żeby mi tam nikogo wokoło auta nie było. Po dwa tysiące jeszcze dla każdego z was, jeśli mi się uda wydostać na czyste pole. Nie róbcież tak ogłupiałej miny. Mówię wyraźnie dwa tysiące franków. Wasza w tem głowa, żeby je dostać! Pośpieszajcie panowie!
Sam nie śpiesząc się zbytnio, wszedł na drugie piętro i skierował się do buduaru. Ogromna radość zalewała mu serce, to też tryumfującym tonem zawołał, otwierając drzwi:
— Zwycięstwo! Lecz ani chwili do stracenia. Kto żyw za mną!
Zanim dokończył tych słów, wyrwało mu się z ust straszliwe przekleństwo.
W pokoju nie było nikogo.
— Co?... — wybełkotał. — Co to znaczy? Uciekli... Florencja...
Zdumionym wzrokiem rozejrzał się wokoło.
I zrozumiał natychmiast. W głębokiej niszy poniżej okna szerokość muru tworzyła jakby wielką