Jedna myśl tylko górowała nad innemi. Ważne były tylko powyższe słowa: „Nie zapominać, że wybuch jest niezależny od listów“. Otóż, ponieważ wybuch był naznaczony na noc, z dwudziestego piątego na dwudziesty szósty maja — będzie więc miał miejsce tejże nocy o godzinie trzeciej z rana!
— Ratunku! Ratunku! — krzyknął nieludzkim głosem.
Tym razem nie wahał się. O ile dotychczas miał odwagę pozostawać spokojnie w swojem więzieniu, oczekując jakiejś cudownej pomocy, o tyle teraz gotów był się narazić na wszelkie niebezpieczeństwa i ponieść wszelkie kary prędzej, niżby miał pozostawić grożącemu im losowi prefekta policji, Webera, Mazeroux oraz ich towarzyszy.
— Ratunku! Ratunku.
Za trzy lub cztery godziny willa inż. Fauville wyleci w powietrze. Pewien był tego. Z tą samą akuratnością, z którą ukazywały się listy, pomimo wszelkich przeciwstawianych im trudności, z tą samą akuratnością nastąpi wybuch o oznaczonej godzinie. Tak chciał piekielny twórca przeklętego dzieła.. O godzinie trzeciej z rana nie pozostanie nic z willi inż. Fauvilla.
— Ratunku! Ratunku!
Wytężał wszystkie siły, żeby wołaniem swojem przebić otaczające go mury.
Widząc jednak, że mu nikt nie odpowiada, zaczął nasłuchiwać.
Cisza była kompletna.
Wówczas bezgraniczny niepokój okrył mu czoło kroplistym potem. A nuż agenci policji opuścili górne piętro i przenieśli się na noc do pokoi na parterze?
Chwycił cegłę i jak szalony zaczął nią walić
Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/234
Ta strona została przepisana.