Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/238

Ta strona została przepisana.

Gubiono się w domysłach, co on uczyni! Jeśliby bowiem chciał uwolnić ukochaną istotę od grożącego jej pościgu, jeśliby chciał Marję-Annę wyrwać z więzienia i oswobodzić Sauveranda, musiałby być tam tej nocy, żeby udowodnić ich niewinność!...
Wiadomości, tyczące się Marji-Anny, były niedobre. Z niewzruszonym uporem trwała przy swoich samobójczych zamiarach. Musiano ją sztucznie odżywiać i doktorowie w infirmerji więzienia Saint-Lazare nie ukrywali zaniepokojenia.
Czy więc don Luis przybędzie w porę?
Silne zainteresowanie wywoływała też groźba wybuchu, mającego wysadzić w powietrze willę Fauville, zaraz po ukazaniu się piątego listu. I choć dziesięć dni jeszcze dzieliło od tej katastrofy, nadawało to całej sprawie pozory złowrogie.
Nietylko więc Paryż, ale i przedmieścia, wyległy tłumnie na bulwar Suchet.
Policja jednak przezornie porobiła zagrodzenia w odległości stu kroków od willi i nie dopuszczała bliżej nikogo.
Niebo było burzliwe, pokryte ciężkiemi chmurami, oświecane chwilami przez blady księżyc. W oddali błyskawice przerzynały niebo i dawały się słyszeć głuche grzmoty. Licznie zebrana publiczność skracała sobie czas śpiewami. Ulicznicy naśladowali różne głosy zwierząt. Rozsiadano się grupami, na ławkach i chodnikach, jedząc, pijąc i dyskutując.
Część nocy upłynęła bez wydarzeń i wśród publiczności można było zauważyć pewne znużenie, a może i zwątpienie. Lecz nikt nie decydował się zejść pierwszy z posterunku: wyglądano don Luisa Porenny, czekano jego przyjścia!