Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/251

Ta strona została przepisana.

— I oczywiście p. Demalion kazał ewakuować: willę?
— Tak.
— W ostatniej chwili!
— W ostatniej chwili.
Don Luis zaśmiał się:
— Pewien byłem, że będzie z sobą walczył i że się podda dopiero w ostatniej chwili. Musiał to być ciężki moment dla ciebie. Aleksandrze, gdyż ty naturalnie uwierzyłeś mi odrazu!
Nie przestawał jeść, mówiąc i każdy kęs zdawał się wracać mu po trochę energji i ożywienia.
— Dziwna rzecz ten głód, jak to rozstrajająco na umysł działa!
— Na wszelki wypadek, szefie, nikt by nie powiedział, że pan pościł około czterdziestu ośmiu godzin!
— No, bo maszyna jeszcze dobra, wytrzyma niejedno. Za pół godziny nie będzie już śladu z całego przejścia. Wykąpię się tylko i ogolę.
Po skończonej toalecie zasiadł do śniadania, które mu Mazeroux przygotował naprędce z zimnego mięsa i jaj.
Poczem, w stając zawołał:
— A teraz, w drogę!
— Ależ nic nie nagli, szefie. Proszę się parę godzin przespać. Prefekt zaczeka.
— Zwariowałeś! A Marja-Anna Fauville!
— Pani Fauville!
— A cóż ty myślisz, że pozostawię ją i Sauveranda w więzieniu? Ani chwili do stracenia, mój drogi.
Mazeroux, mówiąc sobie w duchu, że szef niezupełnie jeszcze wrócił do przytomności, jeśli zamierza jednem skinięciem różdżki czarodziejskiej